Jak przystało na grzeczną i stateczną "słomianą wdowę" wieczór spędzam
z Wami - drogie bloggowe koleżanki :)
Oglądam, przeglądam, zaglądam, wzdycham, zachwycam się, zazdroszczę niejednokrotnie ;)
Cuda, cuda, cuda piękne u Was , moje miłe!
Pochłonięta bloggowym światem nie dostrzegam prawie nic dokoła mnie,
ale... słuch mam dobry i co chwila dobiega do mnie dziwny odgłos!
raz, drugi, trzeci...
W końcu zaczęłam się rozglądać i... zamarłam!
Nie wiem, czy z zachwytu, czy z przerażenia, czy też z obu przyczyn naraz :)
Na ścianie siedział ON... (może to Ona, ale jako baba wolę ON-ego)
Pędem poleciałam po słoik i drżącymi rekami złapałam gościa,
jednocześnie uważając, żeby go nie uszkodzić!
Pietra miałam jak cholera, bo gdyby skoczył
- słoik poleciałby w powietrze, potem z hukiem pewnie by się roztrzaskał o ziemie,
a ja... z krzykiem uciekałabym na oślep przed siebie!!!
Ha, ha, ha, ale ze mnie bohaterka
- "malutkiego" 10-centymetrowego świerszcza się boi!
Zdjęcia kiepskie, bo na szybko i ciemno już,
a poza tym zielony gość nie chciał pozować i cały czas łaził....
Twój zielony gość to... pasikonik zielony. Owad nie jest groźny choć z racji rozmiarów i niespodziewanego pojawienia może powodować, że człowiek czuje się nieswojo w obecności takiego gościa. U mnie kiedyś taki wlazł za szafę i tam cykał i trudno go było wyprosić:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wieczorową porą:)
Dobrze Kochana, że słyszałaś prawdziwe głosy, które się ujawniły:)
OdpowiedzUsuńU nas tez pełno takich On-ych:)
pozdrowienia,
O widzę, że nie tylko ja jestem taką "bohaterką". Mieszkamy przy lesie i dość często mamy wizyty niezaproszonych gości. Po ostatniej wizycie szerszenia jak się tylko ściemni zamykam wszystkie okna :).
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:).
o tak, mieszkam na wsi i mam te z co i raz wizyty, wiosna zagościła w na szczęście zamykanym kominku matka -szerszeń, gniazda szukała, więc ja "załatwiliśmy" a koniki rozmaite i inne owady mam w takich ilościach łącznie z inna zwierzyna czyli żabami które koty przynoszą - brrrr
OdpowiedzUsuńto uodporniłam się na całego ;))
buźka ;)
Dobry człowiek z Ciebie, uratowałaś "Obcego";) Rzeczywiście ogromny, nawet jak na swój gatunek, nie dziwię się, że mialaś stracha! Pozdrowienia:))
OdpowiedzUsuńJa też bym się bała, no może nie całkie ale....wole je sluchać niż żeby mi skakały....pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńA ja się boję takich gości choć gości uwielbiam. No ale nie takich chyba jednak.
OdpowiedzUsuńPodziwiam za odwagę.
Moja Droga widzę u Ciebie na pasku bocznym info o moim candy, ale zapomniałaś zgłosić swoją chęć udziału w komentarzach u mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Przesympatyczny ten OBCY;) Zapewne chcial Ci dotrzymac towarzystwa, aby nie bylo Ci smutno!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Ciebie oraz dla szanownego Malzonka!
Ja się boję wszystkiego co lata i skacze, pełza, syczy czyli wszelkich płazów, gadów i owadów a moja córka n\to nawet much he, he. Fajnie opisane to spotkanie 2 stopnia z przystojnym nieznajomym...
OdpowiedzUsuńPotrafię sobie wytłumaczyć Twoje odrętwienie-sam nie przepadam gdy mi się taka natura, w domowe pielesze wprasza ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Znam takiego gościa aż za dobrze, nie odważyłabym się podejśc do niego tak blisko jak Ty :)))
OdpowiedzUsuńJa tam się raczej boję takich gości :)) jakieś takie to przerażające dla mnie jest :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Ada
Ale fajne fotki! Wygląda całkiem sympatycznie :) Ostatnie zdjęcie portretowe - świetne. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń